Donald Tusk

Donald Tusk na politycznej emeryturze? Upadek premiera w świetle sejmowego wystąpienia

12.06.2025
M O
Czas czytania: 2 minut/y

W środę, 11 czerwca 2025 roku, Donald Tusk wygłosił przemówienie, które przejdzie do historii – choć nie w sposób, w jaki zapewne sobie to wymarzył. Jego wystąpienie w Sejmie przypominało raczej agonię politycznego lidera, który utracił nie tylko kontrolę nad narracją, ale i kontakt z rzeczywistością. To, co miało być manifestacją siły koalicji rządzącej, stało się groteskowym spektaklem bezradności, pustki i politycznego samooszukiwania.

Kogut bez głowy, czyli Tusk bez pomysłu

Porównanie do koguta biegającego po podwórku bez głowy, choć brutalne, oddaje sedno problemu. Tusk, niegdyś postrzegany jako strateg i mistrz politycznej komunikacji, dziś wydaje się być politycznym zombi – mechanicznie powtarzającym frazy o sukcesach, które dla większości Polaków są co najmniej niewidoczne. Jego próby przekonania, że „żyje się świetnie”, brzmiały jak żart w obliczu codziennych problemów obywateli: inflacji, chaosu w służbie zdrowia czy kryzysu na granicy.

Gdy chwalił się wzrostem wydatków na obronność (zapoczątkowanych przez PiS), „rewolucją” w kolejnictwie (gdzie Pendolino zniknęło z połowy tras) czy „profesjonalizacją” zarządzania spółkami (gdzie nepotyzm kwitnie), w sali sejmowej rozlegał się śmiech – i to nie tylko ze strony opozycji. Nawet posłowie koalicji przyznają w kuluarach: „To był spektakl klęski”.

Ekstraklasa iluzji

Najbardziej absurdalnym momentem była deklaracja, że Polska wróciła do „ekstraklasy polityki światowej”. Tymczasem Donald Trump odmawia spotkań z rządem Tuska, Emmanuel Macron pominął go w kluczowych rozmowach, a polska prezydencja w UE jest niemal niewidoczna. Gdy Tusk mówił o „sukcesach dyplomatycznych”, w mediach społecznościowych trendowało hasło: „PiS, PiS, PiS” – bo to właśnie o opozycji premier mówił częściej niż o własnych osiągnięciach.

Adrian Zandberg trafnie podsumował tę schizofrenię: „Panie premierze, PiS już nie rządzi. To pan teraz ponosi odpowiedzialność”. Tusk jednak, niczym radziecki partyzant nieświadomy końca wojny, wciąż walczy z wrogiem sprzed lat, zamiast zająć się realnymi wyzwaniami.

Dlaczego więc Tusk wciąż stoi na czele rządu? Odpowiedź jest prosta: w koalicji nie ma nikogo, kto odważyłby się go zastąpić. Szymon Hołownia to polityk bez wizji, Władysław Kosiniak-Kamysz – lider, który przegrał swoją szansę w 2023 roku, a Lewica pogrąża się w wewnętrznych sporach. Koalicja trzyma się razem nie z wiary w sukces, ale ze strachu przed upadkiem. To już nie sojusz programowy, tylko „dietetyczny” – posłowie liczą, że dotrwają do końca kadencji, zanim wyborcy ostatecznie rozliczą ich z pustych obietnic.

Czy Tusk dotrwa do końca?

W teorii – tak. W praktyce – jego pozycja słabnie z każdym miesiącem. Wystąpienie w Sejmie pokazało, że premier nie ma już nic do zaoferowania poza rytualnym przekonywaniem sam siebie, że „wszystko idzie dobrze”. Tymczasem społeczeństwo oczekuje konkretów: obniżki cen, reformy służby zdrowia, rozwiązania problemu migracji. Zamiast tego dostaje opowieści o okładce „The Economist” – którą, nota bene, nikt nie pamięta.

Donald Tusk przegrał nie z PiS-em, ale z własną bezsilnością. Jego przemówienie było nie tylko świadectwem kryzysu rządu, ale też symbolicznego końca pewnej epoki w polskiej polityce. Jeśli koalicja nie obudzi się z letargu, w 2027 roku czeka ją nie tylko porażka, ale polityczny pogrzeb. A wtedy – jak mówi stare przysłowie – „Wisły kijem nie zawrócisz”.

Masz temat, o którym powinniśmy napisać? Skontaktuj się z nami!
Opisujemy ciekawe sprawy nadsyłane przez naszych czytelników. Napisz do nas, opisz dokładnie fakty i prześlij wraz z ewentualnymi załącznikami na adres: redakcja@pkb24.pl.
REKLAMA
REKLAMA