Polskie ciężarówki aresztowane na Białorusi
Od kilku dni białoruska policja i pogranicznicy zatrzymują polskie ciężarówki i uniemożliwiają im dalszą jazdę. Kierowcy mogą wrócić do Polski, ale samochody stają się zakładnikami w oczekiwaniu na zapłatę gigantycznych kaucji za rzekome nieprawidłowości. O sprawie alarmują przewoźnicy.
W kwietniu ubiegłego roku Białoruś zdjęła sankcje obejmujące zakaz importu owoców z terytorium Polski. Od tamtego czasu powoli wracał ruch polskich przewoźników na przejścia w Kukurykach i Bobrownikach. Dla wielu z nich był to ratunek przed grożącym bankructwem, ponieważ ruch ciężarowy z Białorusią spadł w 2022 roku o niemal połowę.
Porwanie z okupem
– Przez kilka miesięcy sytuacja wyglądała na stabilną i polscy przewoźnicy zaczęli coraz chętniej podejmować kursy z transportem jabłek na wschód. W ostatnich dniach jednak sytuacja uległa radykalnemu pogorszeniu i administracja Aleksandra Łukaszenki wymyśliła prawdopodobnie sposób na zarobek – mówi przedstawiciel jednego z przewoźników w rozmowie z PKB24.pl – W zasadzie to nie jest zarobek, tylko raczej porwanie i żądanie okupu – dodaje gorzko.
Według informacji, które zebraliśmy od przewoźników Białoruś zatrzymała w ostatnim tygodniu już ponad 70 polskich tirów. Pogranicznicy zażądali od właścicieli samochodów po 8,5 tys. euro za każdy wjazd tego samochodu na teren Białorusi w ciągu ostatniego półrocza. Rekordowa opłata naliczona dla jednego samochodu to 260 tys. euro, czyli ponad 1,3 mln zł. To kwota znacznie przekraczająca wartość ciężarówki. Nie brakuje też kar po 100 tys. euro i więcej.
To nie pierwszy raz
Według tłumaczeń Białorusinów kwoty te stanowią kaucję, która będzie zwrócona lub potrącona na poczet ewentualnych kar, gdy przeprowadzone zostanie postępowanie wyjaśniające czy wszystkie dokumenty wjazdowe z ostatnich miesięcy były poprawne. Dla polskich przedsiębiorców są to jednak deklaracje, których nikt nie traktuje poważnie.
– Sam miałem taką sytuację już wcześniej. Była pomyłka w dokumentach, straciłem 60 tysięcy euro. Trwało to pół roku zanim odebrałem auto, a ostatecznie chcieli nałożyć 180 tysięcy – mówi jeden z przewoźników. – Jeżeli teraz Białorusini postanowili stosować ten mechanizm masowo, to może oznaczać serię bankructw w branży transportowej w najbliższych miesiącach. Znam firmy, gdzie zatrzymanych stoi na Białorusi już kilka samochodów. Nikt sobie nie poradzi z takim ciosem – dodaje.
Kroplówka dewiz
Podczas gdy polscy przedsiębiorcy doprowadzani są na skraj upadłości przez reżim białoruski, firmy transportowe z tego kraju na dobre rozgościły się nad Wisłą.
Według Karola Rychlika, prezesa Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych i Spedytorów „Podlasie” model działania Białorusinów doprowadził do sytuacji, gdzie polskim przewoźnikom trudno jest z nimi podjąć konkurencję:
– Rosjanie i Białorusini zaczęli instalować swoich przewoźników w Polsce korzystając z braku ograniczeń względem pochodzenia kapitału. Firmy te działając w Polsce wykazują tylko koszty, a cały odcinek związany z zyskiem i odprowadzeniem podatków ma już miejsce poza naszymi granicami. Działając w ten sposób transferują ogromnie pieniądze poza Polskę – mówi Rychlik.
Według statystyk Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej w samym 2022 roku powstały w Polsce 1 022 firmy transportowe z zagranicznym kapitałem. W poprzednich latach, było to nie więcej niż kilkset rocznie. Widać więc wzrost dynamiki po wybuchu wojny. Według PKD działalności deklarowanej przez nowo rejestrowane firmy – od 2017 roku na pierwszym miejscu jest właśnie transport drogowy.
Działalność białoruskich i rosyjskich przewoźników budzi niepokój wśród polskich przedstawicieli branży. Polacy twierdzą, że nasza administracja pozostaje bierna wobec tego problemu i nie widać perspektyw na ukrócenie procederu zagrażającemu całej branży.
Czy wobec bezwzględnych akcji wymierzonych przeciwko polskim przedsiębiorcom powinniśmy nadal z taką gościnnością podejmować białoruski biznes?
– Założenie było takie, że dając możliwość rejestracji firm z Białorusi w Polsce wyciągniemy stamtąd najlepszych ludzi i de facto będziemy wspierali opozycję. I może to działa w branży start-up’ów. Ale nie w branży transportowej, która jest zdominowana przez zaprzyjaźnionych z Łukaszenką oligarchów – mówi ekspert rynków wschodnich. – W ten sposób raczej stworzyliśmy kroplówkę, którą zapewniamy dopływ dewiz do zaplecza reżimu.
O sprawę zapytaliśmy MSWiA. Jak tylko dostaniemy odpowiedzi na pytania to poinformujemy o tym w oddzielnym tekście.
AW / HAT
Przeczytaj też: Panika w branży transportowej. Zwiastun nadchodzącego kryzysu?