Widmo dezindustrializacji krąży nad Niemcami
W ostatnim czasie coraz częściej pojawiają się głosy w Niemczech, że kraj ten zmierza w stronę deindustrializacji, co wzbudza zaniepokojenie wśród przedstawicieli biznesu i polityki. Powody takiego stanu rzeczy są różne, jednak wśród najważniejszych wymienia się rosnące koszty energii elektrycznej oraz zależność od Chin.
Martwię się o Niemcy jako lokalizację biznesową; można mówić o zbliżaniu się „pełzającej deindustrializacji”
– powiedział w czwartek wieczorem Stephan Weil, socjaldemokratyczny premier kraju związkowego Dolna Saksonia Stephan Weil w programie telewizji ZDF „Markus Lanz”.
Już dawno nie mieliśmy w Niemczech sytuacji, w której trzeba walczyć o przemysł. Ale teraz jest właśnie tak. Przede wszystkim jednak musimy uniezależnić się od Chin, także ze względów bezpieczeństwa
– dodał Michael Theurer (FDP), pełnomocnik rządu ds. transportu kolejowego.
Chińska konkurencja to tylko jedna z przyczyn problemu. Drugą są rosnące ceny energii, zwłaszcza po wyłączeniu 15 kwietnia ostatnich trzech niemieckich elektrowni jądrowych:
Po wycofaniu się Niemiec z energetyki jądrowej wiele osób jest zaniepokojonych rosnącymi cenami energii elektrycznej
– podkreślił portal RedaktionsNetzwerk Deutschland (RND).
Widmo deindustrializacji
Jeszcze kilka miesięcy temu Niemcy przygotowywały się na srogą zimę. Po tym, jak Rosja odcięła dostawy gazu ziemnego do Europy i ceny wzrosły ponad dwukrotnie, niemieckie władze ostrzegały przed przerwami w dostawach prądu i ciągłymi awariami. Jednak prognozy te nie spełniły się. Mimo to Niemcy nadal panikują.
Nie ma dnia, żeby jakieś media lub instytuty badawcze nie przewidywały, że zamykanie fabryk i wzrost znaczenia Chin doprowadzi do upadku kraju. Państwowy bank Kreditanstalt für Wiederaufbau ostrzegał na początku roku, że Niemcy stoją w obliczu „ery malejącego dobrobytu”. A Yasmin Fahimi, szefowa niemieckiej Konfederacji Związków Zawodowych (DGB), ostrzegła, że kryzys energetyczny doprowadzi do deindustrializacji i masowych zwolnień.
Tymczasem Centrum Europejskich Badań Gospodarczych (ZEW) w Mannheim nazwało Niemcy „wielkim przegranym” dzisiejszej globalnej gospodarki, umieszczając je w swoim rankingu konkurencyjności na 18 miejscu spośród 21 krajów przemysłowych. Inni eksperci ostrzegają, że rosnące koszty energii zmuszą producentów do przeniesienia działalności do Europy Wschodniej i Stanów Zjednoczonych w odpowiedzi na amerykański protekcjonizm.
Partnerstwo z Rosją zaszkodziło Niemcom
Co tłumaczy ten ponury nastrój? Niemieccy liderzy biznesu po raz pierwszy podnieśli groźbę dezindustrializacji w kwietniu ubiegłego roku, kiedy Niemcy rozważały bojkot rosyjskiego gazu, który stanowił wówczas ponad połowę ich dostaw gazu ziemnego. Szefowie firm, wśród nich Markus Krebber, prezes koncernu energetycznego RWE, ostrzegali, że embargo na rosyjską energię doprowadzi do masowego bezrobocia, ubóstwa i powszechnych niepokojów społecznych.
Ostrzeżenia te kontrastowały z wcześniejszą pracą naukową wybitnych niemieckich ekonomistów, którzy szacowali, że rosyjskie embargo energetyczne spowoduje łagodną lub umiarkowaną recesję. Autorzy argumentowali, że duża gospodarka, taka jak Niemcy, ma wiele sposobów na dostosowanie się do tego poważnego szoku, takich jak znalezienie alternatywnych dostawców i przejście na inne źródła energii. Ponadto, argumentowali, rząd może wkroczyć i złagodzić skutki ekonomiczne bojkotu.
Jak się okazało, apokaliptyczne scenariusze nigdy się nie spełniły, nawet po tym, jak prezydent Rosji Władimir Putin zamknął gazociąg Nord Stream do Niemiec. Zamiast tego niemiecki rząd rzeczywiście był w stanie znaleźć alternatywę dla rosyjskiej energii, środki oszczędzania energii zmniejszyły zużycie gazu o 30 proc., a zima okazała się łagodniejsza niż oczekiwano. Dostawy gazu w kraju wróciły do normy, a ceny spadły z 350 euro (377 dolarów) za megawatogodzinę latem do 80 euro za megawatogodzinę. Nie było przerw w dostawach prądu, a spadek zużycia gazu nie spowodował nawet spadku produkcji przemysłowej, ponieważ niemieckie firmy po prostu stały się bardziej wydajne.
Chińskie zagrożenie
Ze względu na wieloletnią zależność od rosyjskiego gazu, wojna na Ukrainie i wynikający z niej wzrost cen energii stanowiły dla Niemiec największy kryzys od czasów II wojny światowej. Niemiecka gospodarka przetrwała jednak burzę i szacuje się, że jej wzrost w ubiegłym roku wyniósł 1,9 proc. – co jest dalekie od recesji, której wielu się spodziewało.
Niemców niepokoi też fakt, że Chiny niedawno wyprzedziły Niemcy jako drugi największy eksporter samochodów na świecie. Udział Chin w globalnym rynku pojazdów elektrycznych wzrósł w zeszłym roku do 28 proc. dzięki dominacji w produkcji baterii i sukcesom chińskich producentów takich jak BYD Auto, Wuling i GAC Motor, podczas gdy udział niemieckich firm takich jak Volkswagen spadł z 7 do 4 proc..
Podobnie, eksport samochodów z Chin do Europy skoczył z 133 465 w 2019 r. do 435 080 w 2021 r., dzięki rosnącemu popytowi na produkowane w Chinach pojazdy elektryczne. Europa importuje obecnie więcej samochodów z Chin niż eksportuje, ponieważ transformacja netto zero i zbliżające się europejskie wycofanie silnika spalinowego grożą tym, że niemiecki przemysł samochodowy stanie się przestarzały.
Oprócz produkcji samochodów, chińska konkurencja zagraża niemieckiemu sektorowi maszynowemu, kluczowemu segmentowi Mittelstand – małych i średnich producentów, którzy stanowią kręgosłup przemysłowy kraju. Na początku tego roku, niemieckie stowarzyszenie producentów maszyn i urządzeń, VDMA, opublikowało raport pokazujący, że eksport maszyn z Chin przewyższył eksport z Niemiec.
Podczas gdy eksport maszyn z Niemiec wzrósł o prawie 10 proc. w 2021 roku, import maszyn z Chin wzrósł o 26 proc. Jak na ironię, niemieckie firmy działające w Chinach miały kluczową rolę w ułatwieniu tej transformacji, ponieważ zostały zmuszone do partnerstwa z lokalnymi firmami i w ten sposób przyspieszyły transfer technologii, skutecznie szkoląc swoich przyszłych konkurentów.
MD