Warszawa „udaje” walkę z zanieczyszczeniem? Nie wystawiono żadnego mandatu
Od 1 lipca 2024 r. w centrum Warszawy obowiązuje Strefa Czystego Transportu (SCT). Teoretycznie oznacza to zakaz wjazdu dla najstarszych samochodów – benzynowych sprzed 1997 roku i diesli sprzed 2005 roku. Jednak w praktyce okazuje się, że system kontroli jest na tyle dziurawy, że kierowcy nie mają się czego obawiać. Mimo tysięcy przeprowadzonych kontroli straż miejska nie wystawiła ani jednego mandatu.
Warszawska straż miejska nie dysponuje własnymi kamerami do wykrywania nieuprawnionych pojazdów. W 2024 roku korzystano tylko z jednej kamery zamontowanej w pojeździe wypożyczonym od Zarządu Dróg Miejskich. W 2025 roku dodano drugą kamerę, ale nadal nie jest to system, który skutecznie eliminowałby niezgodne z przepisami auta. Kontrole są losowe i obejmują niewielką część ruchu drogowego.
17 tysięcy kontroli i… zero mandatów
Z danych wynika, że w pierwszych dwóch tygodniach obowiązywania SCT skontrolowano 17 tys. pojazdów. To jednak kropla w morzu – przez centrum Warszawy przejeżdża codziennie nawet 300 tys. aut. Spośród skontrolowanych samochodów, 200 nie spełniało wymagań strefy. Teoretycznie kierowcy powinni dostać mandaty, ale przepisy pozwalają im na czterokrotny wjazd do strefy w ciągu roku bez konsekwencji. W efekcie żaden z nich nie złamał regulaminu na tyle, by dostać karę.
Od 2025 roku w strefie działają dwie kamery. Nie zmienia to jednak faktu, że kierowca musiałby mieć dużego pecha, aby jego auto zostało uchwycone więcej niż cztery razy w roku. To oznacza, że SCT w Warszawie to bardziej deklaracja niż rzeczywista zmiana.
Strefa, która istnieje tylko na papierze
SCT miała poprawić jakość powietrza i zmienić nawyki kierowców, ale na razie nie spełnia swojej roli. Skuteczność kontroli jest minimalna, a mandaty to fikcja. Dopóki miasto nie wprowadzi skutecznego systemu nadzoru, SCT pozostanie tylko formalnością, która w praktyce nie wpływa na codzienny ruch w Warszawie.