Sąd Najwyższy sparaliżowany. „Giertychówki” sabotują kluczową instytucję Państwa.
Nie wszyscy mogą pogodzić się ze zwycięstwem Karola Nawrockiego w tegorocznych wyborach prezydenckich. W rezultacie bezprecedensowa fala „protestów wyborczych” dosłownie sparaliżowała działalność Sądu Najwyższego. Blisko 50 000 skarg, ochrzczonych przez media „giertychówkami” instytucję, wywołując chaos administracyjny i podważając stabilność polskiego systemu sądownictwa. Ta polityczna awantura oznacza destabilizację państwa polskiego a także osłabienie jego pozycji na arenie międzynarodowej.
Lawina „skarg”
Sąd Najwyższy w oficjalnym komunikacie poinformował o dramatycznym obciążeniu: „w ostatnim czasie do Sądu Najwyższego wpłynęło, według szacunków biura podawczego, blisko 50 000 spraw. Liczba ta stanowi w przybliżeniu odpowiednik 2-3 letniego wpływu wszystkich spraw do Sądu Najwyższego”.
Ta rekordowa liczba protestów wyborczych zmusiła instytucję do nadzwyczajnych działań. Wszyscy pracownicy, nawet ci niezajmujący się na co dzień rejestracją spraw, zostali oddelegowani do obsługi tego chaosu, co doprowadziło do utrudnionego kontaktu z biurami i sekretariatami Izb.
Skala problemu jest absurdalna – dla porównania, w 2020 roku wpłynęło jedynie 5,8 tys. protestów, a rekordowe 593 tys. skarg z 1995 roku dotyczyło konkretnej kontrowersji wokół Aleksandra Kwaśniewskiego.
Co podkreśla absurd tej sytuacji to fakt, że obecne „giertychówki” to w dużej mierze kopiowane, niechlujnie przygotowane dokumenty, które nie mają szans na merytoryczne rozpatrzenie, a jedynie paraliżują pracę Sądu.
Architekt Chaosu
W centrum tej farsy ma stać Roman Giertych, obecnie poseł Koalicji Obywatelskiej, który zainicjował masową akcję protestacyjną, publikując wzór protestu wyborczego i zachęcając do jego masowego wysyłania. W tych tzw. „giertychówkach” liczy się nie jakość, a ilość. Jak zauważył rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Aleksander Stępkowski, wiele skarg zawiera rażące błędy formalne, takie jak brak danych osobowych czy wpisanie numeru PESEL samego Giertycha. Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska otwarcie skrytykowała akcję, nazywając ją próbą politycznej destabilizacji.
W jednej „giertychówce” wyborca użył obraźliwych słów wobec Prezydenta Andrzeja Dudy, Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego Marty Manowskiej oraz przewodniczącego PKW Sylwestra Marciniaka. W rezultacie SN ukarał go grzywną w wysokości 3 tys. złotych.
Do Sądu Najwyższego wpłynęło ok. 50 tys. protestów wyborczych. 90 proc. z nich to „giertychówki”, czyli protesty powielane na wzorze udostępnionym przez posła Romana Giertycha
— powiedziała w Radiu Zet Małgorzata Manowska, prezes SN.
Protesty wyborcze, inspirowane przez Giertycha, opierają się na absurdalnych oskarżeniach, takich jak rzekome fałszowanie protokołów – i to w komisjach, w których zasiadały także osoby wyznaczone przez koalicję rządzącą, często będąc nawet ich przewodniczącymi.
Co to jest Protest Wyborczy?
Protest wyborczy to przewidziane w Kodeksie wyborczym narzędzie, które pozwala zgłaszać zarzuty dotyczące naruszeń prawa wyborczego. Skargi wnosi się w ciągu 7 dni od ogłoszenia wyników, a rozpatruje je Sąd Najwyższy w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Protest musi być precyzyjny i zawierać dowody, by mógł zostać merytorycznie rozpatrzony.
W przypadku „giertychówek” większość skarg nie spełnia tych wymogów, co czyni je bezużytecznymi i obciążającymi dla systemu sądownictwa. Eksperci wskazują, że masowe, kopiowane protesty to nadużycie mechanizmu, które podważa jego sens i prowadzi do paraliżu instytucji.
Sąd Najwyższy, mimo absurdalnego obciążenia, podjął działania, zarządzając przeliczenie głosów w 13 komisjach, gdzie stwierdzono drobne błędy, takie jak pomyłki w protokołach. Prokurator Generalny Adam Bodnar, choć związany z KO, musiał przyznać, że większość zarzutów opozycji nie znajduje potwierdzenia.
Do 2 lipca Sąd Najwyższy musi rozstrzygnąć o ważności wyborów. Jednak w obliczu tysięcy wadliwych protestów szanse na merytoryczne rozpatrzenie są znikome. Krytycy wskazują, że akcja Giertycha nie tylko nie zmieni wyniku wyborów, ale także podkopuje zaufanie do Sądu Najwyższego i polskiego systemu demokratycznego.