U źródeł moratorium
Ministerstwo Finansów znowu zaskoczyło drogowców (i innych przedsiębiorców też), niespodziewanie odraczając wejście w życie nowych przepisów o poborze tzw. podatku u źródła przy wypłatach dla zagranicznych kontrahentów.
Przypomnijmy, że nowe, bardzo restrykcyjne przepisy, wprowadzają – teoretycznie od 1 stycznia 2019 r. -zasadę, zgodnie z którą od każdej płatności z tytułu odsetek, dywidend, opłat licencyjnych lub tzw. usług niematerialnych, powyżej 2 mln złotych w ciągu roku, wypłacający będzie musiał pobrać podatek w wysokości 20%. W praktyce w większości przypadków taki wypłacający będzie pokrywał ten podatek z własnych środków, płacąc fiskusowi 25% wypłaconej kwoty.
Przewidziano co prawda pewne wyjątki, a także możliwość dochodzenia zwrotu zapłaconego podatku, jednak dopiero po udowodnieniu, że odbiorca jest faktycznym właścicielem płatności oraz, że spełnia warunki do zastosowania zwolnienia lub stawki obniżonej (wynikającej z umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania). Jest to całkowita zmiana filozofii tego podatku. Do tej pory bowiem, wypłacający mógł nie pobierać podatku opierając się na oświadczeniu otrzymującego i ewentualnie potwierdzeniem rezydencji otrzymującego w danym państwie. Teraz ciężar dowodu przerzucono na wypłacającego.
Nic dziwnego, że przepisy te nastręczają przedsiębiorcom ogromnych trudności. Głowią się oni w jaki sposób udowodnić skarbówce, że ich kontrahent np. prowadzi rzeczywistą działalność. Nie brak głosów, że przedstawiciele przedsiębiorcy powinni np. osobiście odwiedzić kontrahenta w jego biurze, aby przekonać się o naocznie o tym, że prowadzi działalność.
W wielu przypadkach jednak, żadne starania nie przyniosą skutku. Do tej pory powszechną praktyką bowiem było np. to, że w strukturach grupowych istnieją podmioty dedykowane wyłącznie do tego, aby pełnić funkcję tzw. spółki holdingowej, nie zatrudniającej żadnych pracowników, a istniejącej po to, by pełnić rolę właściciela udziałów we wszystkich spółkach i spajającej grupę podmiotów.
W świetle opublikowanych przez Ministerstwo Finansów wstępnych „objaśnień” do nowych przepisów o podatku u źródła, taka spółka holdingowa nie będzie uznana za prowadzącą rzeczywistą działalność i nie będzie mogła korzystać ze zwolnienia z podatku u źródła dywidend wypłaconych przez polską spółkę-córkę. Przy czym podstawy prawne takiego stanowiska polskiego fiskusa są mocno wątpliwe. Można się spodziewać poważnych sporów w tym zakresie i to sporów o charakterze międzynarodowym.
Wszystko przez to, że nowe przepisy są zbyt ogólnikowe oraz po prostu wadliwie napisane. Nie chcąc doprowadzić do zaburzeń na rynku, Minister Finansów jeszcze w grudniu 2018 r. wydał rozporządzenie odraczające wejście w życie nowych przepisów do końca czerwca 2019 r. Teraz zaś niespodziewanie odroczył ich stosowanie jeszcze dalej – tj. do końca 2019 r.
Oczywiście podatnicy mogą się tylko cieszyć z tej decyzji. Jednakże sposób w jaki (nie)została ona zakomunikowana nie będzie raczej przyczyniać się do budowy zaufania do działań Ministerstwa.
Poprzednie, grudniowe rozporządzenie zostało wprawdzie opublikowane w ostatniej chwili – niecałe 6 godzin przed wejściem w życie nowych przepisów, ale jego projekt pojawił się na stronie internetowej Ministerstwa Finansów trzy tygodnie wcześniej. Ba. Zostały nawet przeprowadzone publiczne konsultacje tego projektu.
Tym razem jednak, nowe rozporządzenie zostało opublikowane znienacka, bez jakiejkolwiek wcześniejszej zapowiedzi. Co prawda nastąpiło to 28 czerwca, a więc na dwa dni przed pierwotnym terminem zawieszenia przepisów, ale że był to piątek wieczór – większość zainteresowanych dowiedziała się o przedłużeniu terminu dopiero w poniedziałek 1 lipca. Czyli wtedy, gdy spodziewali się już stosowania nowych zasad poboru podatku u źródła. Wielu przedsiębiorców na gwałt przygotowywało się do wprowadzenia nowych przepisów, przeprowadzając audyty, analizy, tworząc procedury wewnętrzne, a także występując do organów skarbowych o wiążące opinie. Koszty pospiesznych przygotowań z pewnością byłyby niższe, gdyby podatnicy z góry wiedzieli, że na wdrożenie nowych regulacji mają czas do końca roku.
Nasuwa się w tym miejscu również pytanie, czy odroczenie wejścia w życie nowych przepisów nie zostanie pod koniec roku ponownie przedłużone. Być może też Ministerstwo Finansów dostrzegło, że problemy z nową regulacją można naprawić wyłącznie w drodze nowelizacji ustawy, a ta może nastąpić dopiero od nowego roku. Być może przepisy w nowym kształcie nie wejdą w praktyce w życie w ogóle. A przedsiębiorcy znowu zostaną sami z konsekwencjami finansowymi nieprzemyślanych działań fiskusa.
Oprac: RW