Skradzione baterie z elektryków płonęły pod Warszawą. Po ugaszeniu znów trafiły w ręce złodziei
29 lipca wołomińscy strażacy gasili pożar dzikiego wysypiska w gminie Tłuszcz. Okazało się, że pali się porzucony akumulator z samochodu elektrycznego. Obok niego znajdowało się jeszcze kilka innych akumulatorów, które najprawdopodobniej skradzione. Po ugaszeniu pożaru nie zostały w żaden sposób zabezpieczone, mimo że większość uniknęła ognia. Niedługo później zniknęły, znów trafiając w ręce złodziei.
Na łące pozostawiono pięć takich akumulatorów, jeden z nich uległ spaleniu. Strażacy zabezpieczyli miejsce zdarzenia następnie zbudowali nieruchome stanowisko gaśnicze aby podać wodę na pożar. Na bieżąco kontrolowali temperaturę baterii przy pomocy kamery termowizyjnej. Po ugaszeniu umieszczono akumulator w przygotowanym dole wyłożonym folią i zalano go wodą. Miejsce działań wraz z akumulatorami zostało przekazane pracownikom Urzędu Gminy Tłuszcz do utylizacji.
– podała w komunikacie Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Wołominie.
Jak napisał na facebookowej grupie „Elektromobilni” dziennikarz Bartłomiej Derski, baterie zostały najprawdopodobniej skradzione:
Bardzo możliwe, że była wśród nich także bateria z mojego Hyundaia Ioniqa 5 skradzionego 3 tyg. temu. Strażacy odkryli 5 baterii, gdy zostali zawiadomieni o pożarze jednej z nich. Przyjechali, ugasili w ciągu 20 minut, wsadzili ją do wody i zdali wszystkie znalezione baterie gminie Tłuszcz, aby zajęła się „śmieciami”. Na te śmieci składały się 1 częściowo spalona i 4 dobre baterie o szacunkowej wartości 100 tys. zł.
Na tym się jednak nie skończyło. O czym nie wspomniała już wołomińska Straż Pożarna, a o czym informuje Bartłomiej Derski, ostatecznie nikt baterii nie zabezpieczył. Rezultat? Zostały skradzione raz jeszcze:
Dzisiaj zadzwoniłem do gminy Tłuszcz zapytać o ich los. Dowidziałem się, że wszystkie 4 dobre baterie zostały już ukradzione (ponownie), bo nikt ich w weekend nie zabezpieczył. Z punktu widzenia urzędników, były to śmieci. Z tego co dowiedziałem się w gminie, na bateriach zatarto oznaczenia i były pierwotnie na palecie. Możliwe więc, że złodzieje pakując je do wywozu, np. zrzucili jedną na drugą. Doszło do uszkodzenia, które zaczęło im się dymić podczas jazdy. Zatrzymali się i wywalili wszystko do lasu. Po akcji strażaków przyjechali po dobre i odjechali
– czytamy w poście autorstwa Bartłomieja Darskiego.
Zużyte baterie to łakome kąski
Skradzione baterie, nawet jeśli nie są w pełni sprawne, wciąż mogą przynieść złodziejom spore zyski. Wciąż mogą zostać przywrócone do pełni sprawności, a ostatecznie nawet użyte do recyklingu. Firmy zajmujące się taką działalnością są w stanie odzyskać ponad 96 proc. kobaltu i ponad 98 proc. litu wykorzystanego w konstrukcji akumulatora. Tymczasem ceny tych pierwiastków stale rosną.
W okolicy w której znaleziono akumulatory kierowcy mają do czynienia z prawdziwą plagą złodziei samochodów:
Nie jest tajemnicą, że okolice Wołomina, Radzymina, Tłuszcza czy Marek to eldorado szajek złodziei samochodowych zajmujących się sprzedażą części ze skradzionych aut. W tamtejszych gospodarstwach znajduje się wiele tzw. dziupli, w których „gorące” samochody są błyskawicznie rozbierane na części, które niezwłocznie trafiają do obrotu.
– podaje serwis interia.pl.
MD