„Elektryki” zaczynają hamować? Ich wartość gwałtownie spada
Wzrost sprzedaży aut elektrycznych spowolni z 14 proc. w 2023 do 5 proc. w tym roku – ocenia Bloomberg. Wojna cenowa Tesli z chińskimi konkurentami, wyczerpywanie się dotacji czy oczekiwanie na nowe technologie sprawia, że w porównaniu z samochodami spalinowymi wartość aut elektrycznych szybko spada. Wprowadzanie pojazdów elektrycznych na rynek wstrzymało niedawno Audi, a prezes Toyoty stwierdził, że elektryki nigdy nie przekroczą 30 proc. rynku. Czy to zwiastun końca dynamicznego rozwoju samochodów elektrycznych?
W ubiegłym roku sprzedaż pojazdów elektrycznych wzrosła o 28 proc., ale w grudniu spadła o jedną czwartą. Silny spadek liczby rejestracji pojazdów elektrycznych w Niemczech (w grudniu prawie o połowę) przewyższył wzrost na rynkach, w tym w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Francji.
Rynek samochodów elektrycznych jest obecnie wart już 1,2 biliona dolarów. Wartość aut elektrycznych szybko jednak spada, zwłaszcza w porównaniu z tradycyjnymi samochodami spalinowymi.
Wojna cenowa Tesli
Powodów takiej sytuacji jest kilka. Jednym z głównych jest wojna cenowa, która toczy się między amerykańską Teslą a chińskimi konkurentami. Przypomnijmy: na początku ubiegłego roku firma Elona Muska masowo obniżyła swoje ceny na całym świecie, najbardziej w USA. Później miały miejsce kolejne obniżki. W rezultacie najtańszy Model 3 z napędem na tylne koła i małym akumulatorem kosztował w połowie kwietnia 39 990 dolarów (ok. 171 tys. zł).
To wywołało reakcję innych producentów i ostatecznie doprowadziło do zwiększenia strat.
Konkurencyjne obniżki cen mają wpływ zarówno na rynki nowych, jak i używanych pojazdów elektrycznych, co zagraża tradycyjnym producentom, takim jak Volkswagen czy Stellantis. Dla konsumentów indywidualnych to być może dobra informacja, ale już flotowych, którzy po zakupie szybko odczują gwałtowną utratę wartości już niekoniecznie…
– ocenia Piotr Maciążek.
Bez dotacji nie pojadą
To jednak nie jedyna przyczyna spadku wartości „elektryków”. Wojna cenowa zeszła się w czasie z wyczerpywaniem się dotacji na samochody elektryczne. O tym jakie ma to znaczenie dla popytu świadczy przykład Włoch, które w porównaniu do innych państw zachodniej Europy jak dotąd szczędziły środków na ten cel. Bez konkretnych zachęt, ulg i dopłat do zakupów aut bezemisyjnych, zainteresowanie autami na prąd na półwyspie Apenińskim spada.
Włochy wydają znacznie mniej pieniędzy niż jakikolwiek inny duży kraj europejski na wspieranie pojazdów elektrycznych. Konsekwencją jest to, że tracimy we Włoszech produkty, które moglibyśmy wytwarzać. Zmarnowaliśmy już dziewięć miesięcy dodatkowej produkcji w Mirafiori
– powiedział Carlos Tavares, szef koncernu Stellantis
Problemem pozostaje też w dalszym ciągu niewystarczająca infrastruktura ładowania. Klienci wstrzymują się z kupnem aut elektrycznych, bo czekają na nowe, bardziej efektywne technologie.
Na starym kontynencie większość nowych samochodów jest sprzedawana w formie leasingu. Tak szybki spadek wartości używanych samochodów elektrycznych wpływa na koszty finansowania i ogranicza popyt. Bloomberg przewiduje, że wzrost ich sprzedaży w tym roku spowolni do 5 proc. z 14 proc. w 2023.
Meta na 30 procentach?
Trudna sytuacja dla rynku aut elektrycznych zbiegła się w czasie z zaskakującą opinią prezesa japońkiej Toyoty – największego producenta aut na świecie. Akio Toyoda stwierdził bowiem, że samochody elektryczne nigdy nie osiągną więcej niż 30 proc. sprzedaży, a resztę zajmą pojazdy hybrydowe, wyposażone w wodorowe ogniwa paliwowe i samochody spalające paliwo. Stoi to w sprzeczności z innymi prognozami według których że 2040 r. pojazdy elektryczne będą stanowić 75 proc. sprzedaży nowych samochodów i 44 proc. pojazdów osobowych na drogach.
Zdaniem Toyody, klienci powinni mieć możliwość wyboru dowolnego układu napędowego, odpowiadającego ich potrzebom:
To klienci – a nie przepisy czy polityka – powinni podjąć tę decyzję
W zeszłym miesiącu Audi ogłosiło, że wstrzymuje wprowadzanie pojazdów elektrycznych na rynek.