Dziennikarka testowała samochód elektryczny. Prędko tego pożałowała
Reporterka Wall Street Journal, Rachel Wolfe wybrała się podróż z Nowego Orleanu do Chicago (trasa liczy ok. 1500 km). Specjalnie do tego wybrała nową Kia EV6 – chciała w ten sposób przetestować możliwości pojazdów elektrycznych i stan amerykańskiej infrastruktury służącej do ich ładowania. Pod koniec wyczerpującej podróży zatęskniła jednak za oparami benzyny.
W swoim felietonie reporterka opisała długą i trudną podróż wraz ze wszystkimi jej mankamentami. Wśród nich był: znacznie mniejszy od oczekiwanego zasięg, skomplikowane kable do ładowania, mnóstwo stacji, na których ładowanie samochodu zabiera długie godziny, a także duże obszary kraju zupełnie pozbawione „szybkich” stacji ładowania.
Jak oceniła Wolfe, wraz z jej towarzyszem podróży znacznie więcej czasu poświęcili łącznie na ładowanie samochodu niż na sen.
Zmiana trasy przez rozładowaną baterię
W trakcie swojej podróży z powodu przedwczesnego rozładowania baterii musieli zmienić trasę, którą planowali jechać.
Według rzecznika Kia to całkiem normalna sytuacja:
Czynniki, takie jak średnia prędkość na autostradzie, zmiany wysokości i całkowita masa ładunku, mogą mieć wpływ na zasięg, niezależnie od tego, czy samochód napędza benzyna czy akumulator
Podróżującym z Nowego Orleanu do Chicago przepadło też kilka rezerwacji hoteli dzięki niezbyt szybkim stacjom ładowania na trasie. Jak stwierdziła Wolfe:
Okazuje się, że nie wszystkie „szybkie ładowarki” są faktycznie szybkie
Wielogodzinne ładowania
Najważniejszym parametrem ładowarki jest to, ile kilowatów może ona dostarczyć w ciągu godziny. Aby można ją było uznać za „szybką”, ładowarka musi mieć moc około 24 kW. Najszybsze ładowarki mają do 350 kW
– napisała.
Na nieszczęście dla Wolfe ładowarka na którą trafiła w stanie Mississippi miała problemy z utrzymaniem mocy 20 kW. Była to jedna z wielu na ich trasie, przez którą ładowanie zajęło o wiele godzin więcej niż planowano.
Ostatniej nocy, pod sam koniec podróży powrotnej do Nowego Orleanu, para zdecydowała się przespać tylko cztery godziny w swoim hotelu w Mississippi. Wstali o czwartej rano, po to tylko by na wszelki wypadek mieć zapas czasu, gdyby na ostatnim odcinku „coś poszło nie tak”.
I dobrze zrobili. Do celu dotarli bowiem jedynie 30 minut przed ustalonym czasem.
Podróż samochodem elektrycznym miała jednak jedną zaletę. Wyszła znacznie taniej, niż analogiczna wyprawa samochodem spalinowym. Para podróżników wydała na ładowanie samochodu 175 dolarów. Tymczasem za paliwo musieliby zapłacić ok. 100 dolarów więcej.
Jak jednak zaznaczyła Wolfe:
Te 100 dolarów oszczędności kosztowało nas wiele godzin oczekiwania
Administracja Bidena bardzo stawia na pojazdy elektryczne. Póki co jednak nadają się one tylko do jazdy w mieście, są też tańsze w utrzymaniu niż samochody spalinowe. Na dłuższe trasy wciąż lepiej wybrać te ostatnie.
MD/źródło: WSJ