Nerwowość w pracy

„Bullshit jobs” a polska kultura korporacyjna

07.11.2023
Redakcja
Czas czytania: 4 minut/y

Można by rzec, że polska korpokultura to pospolite osady burnhamowskiej rewolucji menedżerskiej w półperyferiach neoliberalnego systemu. W świecie opanowanym przez kapitał, wynajduje on na świeżo penetrowanych przez siebie rynkach rozwiązania ujarzmiające potencjał wobec niego konkurencyjny. Tak działa wolny rynek – pisze David Bednarczyk.

Big Four – wraz ze swym przyrodnim rodzeństwem w postaci licznych „piątych”, (podług formuły, którą często może usłyszeć student SGH na auli spadochronowej), dla wielu obecnych i przyszłych czytelników będzie, pod względem karierowym, ostatecznym celem, lub też wyniosłym przystankiem nadającym ogłady Curriculum Vitae każdego, kto zawita w progach owych korporacji. Oferują one swym pracownikom darmową kawę i koncerty na imprezach firmowych, a studentom skarpetki i hot dogi, przez co wydają się zasłużonymi polami elizejskimi dla ciężko pracujących młodych ludzi.

Poszczególne warstwy naszej korporzeczywistości w rosnącym stopniu wydają się co najwyżej rozleniwiać i demotywować do dalszej pracy i próby zmian statusu quo. Ironia oparta o każdy wie, że korpo to zło, czy też świadomość braku szczerej intencji w rozwoju ESG przez znaczącą większość ludzi aktywnie zaangażowanych w „społeczną odpowiedzialność biznesu”, nie będącego niczym powyżej chwytu marketingowego spowodowanego chwilowym zawianiem wiatru historii w tę stronę, można by rzec, pełni funkcję konserwującą obecny stan rzeczy.

Dokonując aluzję do (już nieco mniej) najnowszej historii naszego kraju, gdyby Polakom uniemożliwiono śmianie się z komuny, to większa ilość krwi polałaby się po ulicach PRL-u. Oczywiście, pomijając jakiekolwiek przyczynki ku myśleniu spiskowemu, mechanizm obronny wobec postrzegania siebie względem maszyny kapitałowej, której każdy akt ma zrobić z nas lepiej dopasowane do niej trybiki, jest wtórny samemu systemowi, i pod żadnym pozorem nie jest to fenomen odgórnie ustalony. Mimo to, warto zadać sobie dwa kluczowe dla tekstu pytania – cui bono? oraz Quo vadis, Rosea (Wielka Różowo)? 

Skonsultujmy to 

Społeczne percepcje implikacji konsultingu w ostatnich latach bywały znacząco nadszarpnięte, szczególnie w przypadku relacji wielkich firm konsultingowych z  instytucjami państwowymi. Chociażby Brexit – miał zostać zaplanowany przez doradców. Warto tutaj przypomnieć, że, z założenia, doradztwo powinno się opierać o  doświadczenie w branży oraz o większą kompetentność w procesach niż instytucja korzystająca z danej usługi.

Tu rodzi się pytanie, gdzie są w Europie tak wybitni studenci (bo pamiętajmy że to na nich opiera się znaczna część wysiłku związanego z projektami podejmowanymi przez firmy doradcze), że w życiu wykonali wystarczająco akcji porównywalnych z Brexitem, aby nabyć w tym większej wprawy i zdolności zaradczych dla polityków, którzy przetarli sobie zęby na tematach pobliskich.

Oczywiście, problem słabo uzasadnionych lub też w  ogóle nie uzasadnionych wydatków na usługi konsultingowe  – w przypadku Brexitu wynoszące blisko 100 milionów funtów szterlingów – występuje również w innych krajach. Chociażby w  Republice Francuskiej, w  której to w samym 2021 roku, jak podało dochodzenie Senatu V Republiki, wydano miliard euro na tę branżę. 

Za miskę ryżu 

Tajemnicą poliszynela jest oczywiście fakt, że przyczyną sine qua non tak masowego wykorzystywania tych firm przez menedżerską (według niektórych cyników w przypadku krajów wschodniej UE termin kompradorską jest bardziej adekwatny) elitę umieszczoną w rządach państw europejskich są ich personalne znajomości. Powiązania urzędników państwowych z sektorem bankowym, sektorem finansowym i  strukturami zarządczymi we wszelkich wielkich firmach okazują się w dużej mierze elementami samo-napędzającymi się. Środowisko regulacyjne w państwie tworzą urzędnicy bezpośrednio związani z  pracownikami korporacji, w których to zajmują się dostosowywaniem się do wymogów państwowych – natomiast regulacje państwowe są rozwijane wraz z  każdym kolejnym mykiem znalezionym w celu omijania przepisów istniejących.

Jest to zabawa w dobrego i złego policjanta, tego z naszej uczelni kto kończy w Ministerstwie Finansów czy też doradzając przyszłym regulatorom w formach mniej lub bardziej przejrzystych, z tym który w  Big Four zajmuje się ich obchodzeniem. Fenomen ten jest niczym więcej niż kuriozum, na które pozwala wysoka produktywność części świata na dorobku, produkujące wystarczająco dużo, aby i w naszym kraju, na półperyferiach szeroko pojętego Zachodu, można było żyć wygodnie. Przecież tak często nie robimy niczego, co można porównać do słodzenia herbaty jedynie ją mieszając. Zaś tym mniej ważna, z  perspektywy globalnego systemu finansowego, masa przedsiębiorczych młodych ludzi na danym skrawku ziemi – wciśnięcie bowiem w  sztywne ramy korpo najczęściej nie kończy się zwiększoną kreatywnością i  chęcią tworzenia własnych firm konkurujących na rynkach światowych – tym mniej mają oni płacone. Co ciekawe, w przykładowej Nigerii nawet senior w Wielkiej Czwórce zarabia odpowiednik co najwyżej 2,5–3,5 tys. zł. 

W pobliżu drukarki 

Kolejnym zarzutem jaki może być poczyniony wobec firm zajmujących się zatrudnianiem esgiehowiczów jest ich dysproporcjonalne zyskiwanie na świeżym pieniądzu wpompowywanym w gospodarkę czy to poprzez inwestycje banków, które (jak wie każdy po mikroekonomii I) kupują po starych cenach, czy też wielkich firm ulokowanych na giełdzie, których akcjonariusze bywają drugimi zyskującymi zaraz po bankach, gdy te w ten czy w inny sposób wesprą finansowo tzw. giga-korpo. Znacząca część zarobków naszych pracodawców – szczególnie ich filii w USA –- pochodzi bezpośrednio z pracy dla największych 500 firm zarejestrowanych na giełdzie amerykańskiej. 

Oczywiście, istnieje szeroka grupa mniej ambitnych korporacyjnych pańszczyźniaków, dla których ten system jest jak najbardziej wystarczający – personalnie nie posiadają oni ambicji wykraczających poza oliwienie systemu finansowego. Jednakże, nie można wykluczyć, że status socjo-ekonomiczny wyciągany z mirażu form produkowanych w Wielkiej Różowej, do którego realnego przygotowania potrzeba naprawdę relatywnie mało (do bycia przydatnym w audycie trzeba mniej wyszkolenia niż do zostania elektrykiem), może zakończyć się tragicznie. W przypadku głębszego kryzysu i rozpowszechnienia się informacji ujawniających śmieszność nierówności w zarobkach i prestiżu, szamani neoliberalizmu mogą zostać obdarci ze swej pozycji. Rosnące podziały klasowe w Polsce, których doświadczanie w pierwszych latach po upadku żelaznej kurtyny było znacznie bardziej ograniczone, połączone z nadchodzącą zapaścią demograficzną, rosnącą rolą populistów w  Europie i  Amerykach, oraz próżni spowodowanej odrzuceniem tradycyjnych systemów religijnych, nie zapowiada bezpiecznej przyszłości dla nowej elity ekonomicznej. Ta, co by nie powiedzieć, mniej zdolnie może zaprezentować swoją konieczność dla społeczeństwa niż szlachta, kluczowa przez wieki dla obrony kraju, jednakże będąc mordowaną tak w rabacji galicyjskiej jak i rewolucji bolszewickiej. Jaką formę przyjmą zaburzenia dla systemu globalnego kapitalizmu? Odpowiedź na to pytanie byłaby farsą, gdyż prawidłowo zadane brzmiałoby mniej prozaicznie – jakie są szanse na to, że jakiś czarny łabędź z kategorii wyżej wymienionych, nie wystąpi, wprowadzając do władzy ludzi, którym nie będzie można w parę prostych zdań wytłumaczyć cui bono z naszej pracy? 

Stąd też, substantywna wydaje się sugestia następująca  – warto szukać kariery w  dziedzinie której brak nie skończy się co najwyżej zastąpieniem przez sztuczną inteligencję – nie z powodu jej rozwoju jako takiego – bo już w tym momencie bez AI możliwe byłoby wycięcie dużej części prac, które realnie nic nie wnoszą – a dlatego że przyjdzie ktoś, kto nie będzie wiedział o tym, że się nie da, i okaże się, że się da.

Tekst opublikowany w ramach współpracy ze studentami działających w kołach naukowych.

Autor: David Bednarczyk

Masz temat, o którym powinniśmy napisać? Skontaktuj się z nami!
Opisujemy ciekawe sprawy nadsyłane przez naszych czytelników. Napisz do nas, opisz dokładnie fakty i prześlij wraz z ewentualnymi załącznikami na adres: redakcja@pkb24.pl.
REKLAMA
REKLAMA