Bezpieczeństwo energetyczne – czy ETS pomoże Polsce osiągnąć niezależność energetyczną?
Bezpieczeństwo energetyczne to jedna z najgorętszych kwestii trwającej kampanii wyborczej. W debacie publicznej padają pytania o węgiel i gotowość Polski do uzyskania pełnej suwerenności oraz niezależności energetycznej. Z wypowiedzi kandydatów do parlamentu wynika jednak, że temat energetyki oraz polityki klimatycznej nie jest jednoznaczny i bywa przez partie różnie interpretowany. Największe kontrowersje budzi kwestia tzw. ETS-u. To czym jest, kogo dotyczy i jak można na nim zarabiać tłumaczy Fundacja WWF Polska.
Chronić środowisko z ludźmi i dla ludzi
Trwająca kampania wyborcza poprzedzająca nadchodzące wybory parlamentarne pokazała, że jednym z ważniejszych tematów są zagadnienia dotyczące bezpieczeństwa żywnościowego, wodnego czy w końcu energetycznego. Każdy z tych tematów bezpośrednio wpływa na ochronę środowiska, dlatego Fundacja WWF Polska postanowiła stworzyć akcję informacyjną Oddaj głos naturze i uruchomiła Zielonego Latarnika WWF – narzędzie umożliwiające porównanie swoich poglądów z opiniami polityków.
Przyrodnicy zorganizowali także debaty wyborcze z udziałem przedstawicieli kluczowych komitetów wyborczych – m.in. KO, Konfederacji, Lewicy i Polski 2050. Ich uczestnicy dyskutowali o dostępie do zdrowej żywności i czystej wody, zrównoważonym rolnictwie, a także transformacji energetycznej i ekologicznej energii.
Podczas debaty z udziałem Krzysztofa Bosaka pojawił się spór dotyczący systemu ETS i jego wpływu na gospodarkę Polski oraz na politykę węglową. Lider Konfederacji twierdził, że Polska ma problem z „ETS-ami” i że ten system osłabia naszą gospodarkę, powodując wypływ kapitału z kraju. Posłanki Joanna Mucha i Anita Sowińska zarzucały mu brak zrozumienia tematu, podkreślając, że ETS jest potrzebnym narzędziem, które zachęca do pozyskiwania energii z odnawialnych źródeł energii.
Kto ma rację, o co tak naprawdę chodzi z tym ETS i kto na nim zarabia?
Czemu służy ETS i jak działa?
Szkodliwy wpływ gazów cieplarnianych na klimat jest faktem potwierdzanym naukowo przez ekspertów z całego świata. CO2 jest emitowane do atmosfery przy okazji spalania paliw kopalnych. Eksperci od lat wnioskują o przestawienie przemysłu na korzystanie z tzw. „czystej” energii – z odnawialnych źródeł (fotowoltaika, farmy wiatrowe czy geotermia).
W celu ograniczenia emisji CO2 na świecie, stworzono systemowe narzędzia narzucające państwom i przedsiębiorstwom możliwość mierzenia szkodliwych emisji, a także ich rozliczania. I tak na przykład w Unii Europejskiej funkcjonuje EU ETS, ale podobne systemy istnieją także w innych częściach świata – m.in. w Chinach i USA.
ETS jest finansową zachętą dla państw członkowskich UE do pozyskiwania energii ze źródeł nieemisyjnych – czyli np. z odnawialnych źródeł energii a dla przedsiębiorstw do inwestycji w zeroemisyjne metody produkcji.
System ETS opiera się na prostym założeniu: „kto emituje, ten płaci”. Elektrownie oraz zakłady przemysłowe oraz w pewnym stopniu firmy lotnicze, by korzystać z paliw kopalnych i w efekcie emitować dwutlenek węgla, muszą uzyskać swego rodzaju pozwolenie. To działa tak jak bilet. Im więcej przedsiębiorstwo ma biletów tym więcej może emitować gazów cieplarnianych do atmosfery. Jeden bilet to jedna tona dwutlenku węgla lub innych silnych gazów cieplarnianych
– tłumaczy Marcin Kowalczyk z Fundacji WWF Polska.
W każdym roku wystawiana jest na sprzedaż na aukcjach określona pula uprawnień, z których przychody trafiają do państw członkowskich. Dodatkowo, część przedsiębiorstw z sektorów narażonych na przeniesienie produkcji za granicę uzyskuje pewną liczbę uprawnień za darmo. Jak tłumaczy ekspert WWF Polska, haczyk polega na tym, że uprawnień ETS jest i będzie coraz mniej. System działa na zasadzie za krótkiej kołdry i ma mobilizować przedsiębiorstwa do aktywnej transformacji energetycznej. Po roku 2040 na rynek nie będą wpływać już żadne nowe uprawnienia.
Gdy w 2005 roku wprowadzono system ETS, ilość uprawnień w systemie była wyższa od potrzeb, ale stopniowo zmniejszana. Pierwotnie uprawnienia mogły też być rozdzielane za darmo przez rządy. Gdy w 2013 wprowadzono (zgodnie z zapisami tzw. Pakietu energetyczno-klimatycznego, którego podstawy uzgodniono w marcu 2007 roku) co do zasady sprzedaż uprawnień na aukcjach, ceny uprawnień były dużo niższe niż obecnie. Umożliwiło to zawieranie transakcji terminowych – zabezpieczanie się przed wzrostem ceny w przyszłości. Część przedsiębiorstw, w tym polskich, skorzystała z tej okazji. Jednak nie wszyscy byli tak zapobiegliwi – dlatego teraz muszą uzyskiwać uprawnienia ETS po znacznie wyższej cenie. Na aukcji na rynku pierwotnym uprawnienia do emisji można cały czas kupować (środki z tego tytułu wpływają do państw członkowskich), zaś na rynku wtórnym kupować, sprzedawać, a nawet nimi spekulować. Im mniej uprawnień jest w obiegu, tym wyższa jest ich cena
– informuje Marcin Kowalczyk.
Przedsiębiorstwa sumiennie podchodzące do transformacji i stopniowo zmieniające swój biznes na nisko czy zeroemisyjny potrzebują coraz mniej uprawnień. Liczba uprawnień dostępnych na rynku pierwotnym co roku jednak spada – po to by motywować do mniejszej emisji – i w związku z tym ich cena będzie rosła .
Zgodnie z prawem unijnym (oraz polską ustawą), środki pozyskane przez państwa członkowskie ze sprzedaży uprawnień ETS powinny w co najmniej 50 proc. zostać wykorzystane na cele transformacji energetycznej. Do takich działań zaliczają się m.in. inwestycje w OZE (np. fotowoltaiki obywatelskiej) albo magazyny energii, modernizacja sieci elektrycznej czy rozwój transportu publicznego, ale też dopłaty do termomodernizacji. Niestety, brakuje w pełni transparentnego mechanizmu, który weryfikowałby na co dokładnie te środki są wydawane.
Marcin Kowalczyk z WWF Polska przestrzega – wraz z rozwojem przemysłu rośnie zapotrzebowanie na energię, a zezwoleń na emisję będzie coraz mniej. Pula się zmniejsza, a koszty będą rosły.
I mowa tu nie tylko o kosztach dla przedsiębiorstw, ale przede wszystkim dla klientów końcowych, czyli obywateli. To my realnie pokrywamy koszt uprawnień wykupionych na potrzeby produkcji.
Stanowi on część ceny końcowej produktu za który płacimy. W przypadku prądu, połowę rachunku stanowią koszty przesyłu i dystrybucji. To jak płatność za dostawę przy zakupach online. Druga połowa to koszt realnie zużytej energii – w ten koszt wchodzi m.in. cena surowca (np. węgla) ale również cena uprawnień ETS. Oczywiście dotyczy to tylko sytuacji, gdy energia produkowana jest z paliw kopalnych. Gdybyśmy pozyskiwali prąd wyłącznie z OZE to nasze rachunki byłyby niższe najprawdopodobniej o 15-30 proc. Należy jednak zaznaczyć, że koszt uprawnień nie wpływa bezpośrednio na cenę prądu dla odbiorców indywidualnych – gdyż jest ona regulowana przez Urząd Regulacji Energetyki
– tłumaczy Kowalczyk.
Podsumowując, im mniejsze zużycie paliw kopalnych, tym niższe rachunki. Odnawialne źródła energii to nie tylko bardziej ekologiczny wybór – przez brak obowiązku kupowania uprawnień do emisji CO2 są także bardziej zrównoważonym ekonomicznie rozwiązaniem.
Dodatkowe systemy wsparcia transformacji energetycznej
ETS dysponuje także innymi narzędziami mającymi na celu wspieranie równomiernej transformacji energetycznej państw UE.
Mechanizm Solidarnościowy przyznaje dodatkowe uprawnienia do sprzedaży 16 państwom, które najbardziej potrzebują wsparcia w procesie transformacji energetycznej. Dzięki niemu Polska otrzymuje aż 39 proc. więcej zezwoleń niż wynika to z puli podstawowej.
Z kolei 2 proc. wszystkich zezwoleń sprzedawanych jest bezpośrednio przez UE – i zysk z tej sprzedaży tworzy Fundusz Modernizacyjny. Środki te przekazywane są na wsparcie projektów klimatycznych w mniej zamożnych państwach Unii. Polska jest największym beneficjentem tego funduszu, otrzymując aż 43 proc. wszystkich środków – w samym 2022 roku było to około 2,3 mld euro – a więc ok. 10 mld zł.
Bilans ETS w Polsce
W 2022 roku część polskich przedsiębiorstw wyemitowała więcej CO2 i gazów cieplarnianych niż pula przypadająca na Polskę, – co częściowo potwierdza tezę posła Bosaka (aczkolwiek mogły one pozyskać uprawnienia od innych podmiotów krajowych, więc nie ma podstaw do jednoznacznego stwierdzenia o wypływie kapitału z Polski). Równocześnie jednak w 2022 roku Polska zarobiła na sprzedaży uprawnień ponad 23 mld zł. Od początku działania systemu aukcyjnego w 2013 roku, Polska uzyskała z tytułu sprzedanych uprawnień wyniosły ponad 100 mld zł.
Marcin Kowalczyk tłumaczy, że polska gospodarka ma trudności z ETS, przede wszystkim dlatego, gdyż od lat, jako państwo, nie robimy prawie nic, aby ograniczać zużycie paliw kopalnych. A rozwiązanie jest jasne: nie korzystamy z węgla (czy gazu) do produkcji energii – nie potrzebujemy uprawnień do emisji. Energia z OZE produkowana jest bez dodatkowych kosztów. \
MD